Kultura w lesie zaprasza nad Bałtyk! Trzy kolejne miesiące spędzimy w okolicach Łeby, jednego z najbardziej znanych polskich kurortów nadmorskich.
W pierwszej części udamy się do miejsc, które położone są wprawdzie w lesie, ale ich historia i zaplanowane przez ludzi przeznaczenie związane są ściśle z morzem. Kryterium jest niecodzienne, ale w tej okolicy znajduje się kilka obiektów, które z powodzeniem je spełniają. Zacznijmy od miejsca z najdawniejszym rodowodem…
Wzgórze Rowokół
Rowokół, germański revekol, czyli okrągły szczyt, wznosi się zaledwie 114 metrów ponad poziomem morza. Niekiedy nazywany jest górą, co może jednak wydawać się pewną przesadą, zwłaszcza dla kogoś, kto przyjeżdża w te strony z południa Polski. Niech więc pozostanie wzgórze. Wzgórze polodowcowe.
Najkrótsza droga na szczyt prowadzi ze Smołdzina. Dziesięć, piętnaście minut, lekka zadyszka, koniec. Może być jeszcze trochę wyżej, jeśli wdrapiemy się na wieżę widokową. W kategoriach sportowych – nic specjalnego. Szacunku do tego miejsca nabiera się dopiero z oddali. Wtedy wspomniane na początku 114 metrów z zaledwie zamienia się w aż. Rowokół widać bowiem zewsząd. Z drogi do Ustki i do Słupska. Z pasma wzgórz nad Wickiem. Znad Jeziora Gardno i Łebsko. Z Wydmy Łąckiej. Oczywiście z latarni w Czołpinie, ale też, jeśli wytężyć wzrok, z galerii latarni Stilo w Osetniku (36 km!). Po jakimś czasie na każdej otwartej przestrzeni odruchowo szuka się wzrokiem zamykającego horyzont wzgórza. I zawsze się je znajduje.
Podobno Rowokół wyjątkowo dobrze prezentuje się od strony morza. Widać go z odległości ponad 20 mil morskich, czyli około 37 kilometrów od brzegu. Nic też dziwnego, że pełnił rolę znaku nawigacyjnego na długo przed tym, zanim zaczęto stawiać pierwsze latarnie morskie. Mówi się, że już w średniowieczu na szczycie wzgórza z myślą o żeglarzach rozpalano wielkie ogniska. Rowokół zaznaczony jest na szwedzkich mapach morskich z XVII wieku. Kto wie, czy nie wskazywał on drogi Szwedom, którzy płynęli w stronę polskiego wybrzeża, aby rozpocząć II wojnę północną, zwaną u nas potopem.
Był też Rowokół warownią i świętą górą, najpierw dla pogan, potem dla chrześcijan. Ci ostatni wystawili na szczycie kaplicę, początkowo drewnianą, a pod koniec XIV lub na początku XV wieku murowaną. Rowokół stał się wtedy miejscem kultu maryjnego i celem pielgrzymek z całego Pomorza. Ceglana kaplica pod wezwaniem Najświętszej Marii Panny miała posadzkę z płytek ceramicznych i spiczasty, widoczny z daleka dach pokryty glinianymi dachówkami. Obok niej znajdował się cmentarz, na którym chowano miejscową ludność.
Potem przyszedł protestantyzm, kaplicę zburzono, o miejscu zapomniano. Gdy w 1932 roku na szczycie budowano nową wieżę triangulacyjną, w wykopie natrafiono na kamienne fundamenty i ludzkie szkielety. W ostatnich latach sprawa świętego miejsca stała się znowu aktualna. Katolicy chcą odbudować kaplicę, neopoganie się temu sprzeciwiają. Jedna niewidzialna ręka ustawia na szczycie brzozowe krzyże. Inna je zdejmuje.
Szczyt otaczają wały grodziska. Nie są specjalnie imponujące, żeby zobaczyć coś naprawdę solidnego, trzeba zejść około 300 metrów na południowy wschód. Tam, na zboczu opadającym do doliny Łupawy znajdują się świetne zachowane relikty drugiej, znacznie większej warowni.
Wzgórze o takiej historii musiało obrosnąć legendami. Podobno w czasie burzenia kaplicy zawieszone w niej dzwony zerwały się i stoczyły do pobliskiej rzeki Łupawy. W miejscu ich zatopienia do dzisiaj występują silne wiry, które z łatwością mogą wciągnąć pod wodę kąpiącego się tutaj człowieka. Mówi się także o zamczysku, które zapadło się wraz z niegodziwą księżniczką oraz o zakopanych pod wzgórzem skarbach należących do znanej pomorskiej rodziny pirackiej Bandemerów.
Latarnia Stilo
Wiele wieków po tym, jak na Rowokole zgasły ostatnie ogniska rozpalane dla żeglarzy, ich rolę przejęły wznoszone wzdłuż wybrzeża latarnie morskie. Jedna z nich stoi na zalesionej wydmie nieco ponad 3 km na północny zachód od Sasina, w pobliżu zabudowań przysiółka Osetnik. Latarnia Stilo jest jedną z 17 polskich latarni morskich i drugą obok Jastarni wzniesioną w większości z metalu. Liczy sobie 33 metry wysokości, a jej korpus pomalowany jest w trzy charakterystyczne poziome pasy: czarny, biały i czerwony.
Latarnię wybudowano w roku 1906 według projektu niemieckiego architekta Waltera Körtego, w odległości około 1 km od morza, na wydmie wznoszącej się 45 metrów ponad jego poziom. Wcześniej stała tutaj drewniana stawa, czyli znak nawigacyjny spełniający podobną funkcję jak latarnia, ale o lżejszej konstrukcji.
Latarnia miała nowoczesną jak na tamte czasy konstrukcję. Zbudowano ją z gotowych elementów żeliwnych, a nie jak do tej pory z kamienia lub cegieł. Poszczególne części połączone zostały śrubami, które są dzisiaj doskonale widoczne we wnętrzu budowli. Wieża liczy 10 kondygnacji, każda posiada okno. Wzdłuż środkowej osi poprowadzono szyb techniczny. Do środka prowadzą schody i dwuskrzydłowe drzwi ozdobione metalowym motywem roślinnym. Wieńcząca latarnię laterna z dwoma galeriami została wykonana z drewna przez firmę Julius Pintsch z Berlina. Dolna galeria udostępniona jest do zwiedzania.
Pierwszym źródłem światła w Stilo była lampa łukowa zasilana prądem stałym o napięciu 110 V. W roku 1926 zamieniono ją na żarówkę o mocy 2000 W oraz dodano rezerwowe oświetlenie gazowe (butle z gazem umieszczone były na najniższej kondygnacji, a przewody poprowadzono wewnątrz szybu technicznego do pomieszczenia pod laterną).
Energię elektryczną potrzebną do zasilania systemu świetlnego wytwarzał przez długie lata generator zamontowany w maszynowni w odległym o około 700 m Osetniku. Generator był napędzany przez silnik spalinowy uruchamiany sprężonym powietrzem. Maszynownia w Osetniku działała do końca lat 30. XX wieku, kiedy przeniesiono ją do wybudowanego tuż przy latarni nowego, dwukondygnacyjnego budynku, w którym znalazły się także pomieszczenia dla latarników.
Od roku 1975 źródłem światła jest urządzenie szwedzkiej firmy AGA. Składa się ono z 24 reflektorów halogenowych umieszczonych w 3 panelach obrotowych ustawionych obok siebie na stole obrotowym i mających po 8 reflektorów. W czasie pracy świeci 18 reflektorów po 200 W każdy, a 6 reflektorów po 100 W stanowi światło zapasowe. Główne żarówki zasilane są bezpośrednio z sieci, żarówki zapasowe czerpią energię z akumulatorów, które są w stanie zapewnić pracę latarni przez 18 godzin. Zapalanie świateł może odbywać się na fotokomórkę lub tradycyjnie, ręcznie.
Od początku swojego istnienia latarnia była przyłączona do sieci telefonicznej, co miało przyspieszyć przekazywanie meldunków o ewentualnych wypadkach na morzu. Do dzisiaj do obowiązków obsługi należy prowadzenie nasłuchu na kanale bezpieczeństwa UKF pomiędzy statkami a stacją brzegową. Informacje o sytuacji na morzu przekazywane są do stacji głównej, która uruchamia w razie potrzeby ratownictwo. System ten zadziałał między innymi w roku 1970, kiedy podczas gwałtownego sztormu po awarii silników na mieliznę wszedł na wysokości latarni Stilo statek płynący pod duńską banderą. Obsługa latarni uczestniczyła wtedy w akcji ratowniczej statku i jego załogi poprzez łączność radiową.
W chwili uruchomienia latarni jej obsługa składała się z trzech latarników. W okresie powojennym z miejscem tym w sposób szczególny związana była rodzina Łozickich. Latarnikiem w Stilo był w latach 1947-1948 Stefan Łozicki, w czasie wojny radiotelegrafista czołgu, odznaczony Krzyżem Walecznych po walkach pod Monte Cassino. Od roku 1979 służbę pełnił jego syn Romuald, do którego w roku 1990 dołączyła żona Weronika. W roku 2011 z którego pochodzą poniższe informacje Weronika Łozicka była jedną z czterech polskich latarniczek.
Ruiny nautofonu
Kilkaset metrów na północ od latarni Stilo, na ostatniej wydmie przed plażą w Osetniku stoją ruiny nautofonu. W czasie mgły lub śnieżycy z urządzenia zamontowanego na szczycie wieży nadawany był ostrzegawczy sygnał dźwiękowy dla statków i kutrów rybackich, które straciły orientację i podpłynęły zbyt blisko brzegu. Ze względu na specyficzne brzmienie urządzenia, nautofon był potocznie nazywany buczkiem mgłowym.
W Osetniku buczki były właściwie dwa. Pierwszy powstał w roku 1906, a wiec wtedy, kiedy latarnia Stilo. Stał bliżej morza i był uruchamiany przez sprężone powietrze, które wytwarzał kompresor z oddalonej o 1,5 km maszynowni latarni. Po wojnie stary nautofon zdemontowano (erozja brzegu), a jego kolumnę wykorzystano do budowy istniejącej do dziś latarni morskiej w Jastarni. Jednocześnie na wydmie oddalonej o około 150 m od brzegu wystawiono nową, ceglaną wieżę. Ten sygnalizator działał do połowy lat 80. XX wieku.
Podstawa starego buczka stoi nadal na plaży. Nautofon powojenny jest zrujnowany, zdewastowany i zagrożony zawaleniem, o czym informują stosowne tablice.
Latarnia w Czołpinie
Druga leśna latarnia w okolicach Łeby stoi w Czołpinie, na wydmach Słowińskiego Parku Narodowego. Jest niższa i starsza od Stilo. Kiedy w Osetniku chwiała się jeszcze na wietrze stara, drewniana stawa, tutaj, na szczycie solidnej, ceglanej wieży każdego dnia zapalano już pięć knotów naftowej lampy sygnałowej, zasilanej specjalną mieszanką Leuchtturmöl. Obwieszczenie rządowe o uruchomieniu latarni głosiło:
Na wysokiej wydmie koło Scholpin, około 16 mil morskich na wschód od Stolpmümnde została zbudowana latarnia, której światło zostanie zapalone z dniem 15 stycznia 1875 r. (…) Wysokość światła ponad pasmem wydm wynosi 20 metrów, tak że przy wysokości światła 75,5 metra ponad średni poziom Bałtyku, jest ono widoczne przy klarownej pogodzie na odległość 12 mil morskich*.
Inna rzecz, że kiedy na początku wieku XX ze Stilo rozbłysło w stronę morza światło elektryczne, w Czołpinie wciąż jeszcze wieczorami włączano lampę naftową, co prawda już żarową, nie knotową.
Latarnię budowano w latach 1874-1878. Ze względu na trudny teren, materiały budowlane dowożono od strony morza. Wieża stała początkowo w odległości 1250 metrów od brzegu, ale już w 1935 roku na skutek erozji brzegu Bałtyk przysunął się do niej o 200 metrów bliżej.
W Czołpinie, podobnie jak w Stilo, przez środek latarni przebiega od dołu do samej góry tajemniczy (z pozoru) tunel. W Stilo można do niego zajrzeć przez okienko. W Czołpinie okienka nie ma. Kiedyś tunelem poprowadzona była instalacja doprowadzająca do laterny naftę z magazynu umieszczonego w piwnicy. Później w szybie zamontowano specjalny mechanizm zegarowo-ciężarkowy, który napędzał przesłony obracające się wokół lampy. Światło latarni było od tej chwili przerywane, a cała konstrukcja za sprawą owego mechanizmu zaczęła przypominać wielki, stary zegar ciężarkowy.
Światło elektryczne zainstalowano w okresie międzywojennym. Obecnie w latarni działa francuskie urządzenie optyczne z 1926 roku. Źródłem światła są dwie żarówki halogenowe o mocy 1000 W (jedna z nich jest zapasowa i włącza się automatycznie gdy żarówka główna przepali się). Zasięg światła wynosi 22 mile morskie. Latarnia podłączona jest do sieci energetycznej, ale na wypadek awarii zapasowym źródłem prądu jest agregat umieszczony w piwnicy (kable do laterny poprowadzone są szybem). Wieżę remontowano w latach 1993-1994, kiedy po uderzeniu pioruna uległa spaleniu instalacja elektryczna oraz w roku 2002, kiedy wybudowano między innymi komin wentylacyjny do odprowadzania spalin z umieszczonego w piwnicy agregatu.
Latarnię obsługiwało trzech latarników mieszkających w osadzie położonej kilkaset metrów na południe od wydmy. Od 1906 roku ich obowiązkiem było także pobieranie opłat od turystów. Wytyczne dotyczące zwiedzania mówiły, że wchodząc na wieżę należało zostawić na dole laski i parasole.
Wykaz latarników pracujących na latarni obejmuje 27 nazwisk. Jest wśród nich jedna kobieta, Teresa Laskowska, która pełniła swoją służbę w latach 1979-1993. Jej mąż, Bogumił Laskowski, był ostatnim latarnikiem w Czołpinie. Jego praca w ostatnim okresie polegała już tylko na nadzorowaniu urządzeń. Od roku 2010 latarnia jest w pełni automatyczna. Czasy latarników i naftowych lamp sygnałowych można powspominać w pobliskim muzeum urządzonym w dawnym domu latarników. Ekspozycja latarnicza jest na ostatnim piętrze. Zdecydowanie warto.
Czerwona Szopa w Czołpinie
Do morza zaledwie 150 metrów. Plaża bliżej, ale wokół mimo wszystko jeszcze las, choć trzeba przyznać, że dosyć rachityczny. W stojącym tutaj ceglanym budynku z dwuspadowym dachem od roku 1875 działała stacja ratownictwa morskiego. W tamtych czasach ratownictwo funkcjonowało trochę jak dzisiejsza ochotnicza straż pożarna, rybacy wstępowali do ekip ratowniczych społecznie i dobrowolnie. Każdy z nich był zainteresowany, żeby taka instytucja istniała, bo każdy mógł potrzebować kiedyś jej pomocy. W budynku trzymano konne wozy ratownicze oraz wiosłową łódź. Na jednym z wozów zamontowany były bęben z nawiniętą liną, którą wystrzeliwano do statków tkwiących na mieliźnie. Jeśli rozbitkowie nie dawali sobie rady z ewakuacją, płynęła po nich łódź. W sieci można znaleźć reprodukcję obrazu, na którym widać, jak przez plażę, podczas sztormu, gna na złamanie karku zaprzęg sześciu koni ciągnących wóz z łodzią. Od połowy XIX wieku podobne budynki zaczęto stawiać wzdłuż całego pruskiego wybrzeża. Swoje czerwone szopy posiada między innymi pobliska Łeba i Ustka. Ale ta w Czołpinie jest jedyną leśną, o jakiej wiemy.
Punkty obserwacyjne WOP
POWT, czyli punktów obserwacji wzrokowo technicznej było kiedyś wzdłuż całego polskiego wybrzeża Bałtyku sześćdziesiąt osiem. Rozmieszczone w odległości około 7 km od siebie, tworzyły system kontroli granicy morskiej, który miał ustrzec nasza kraj przed wrogiem nadciągającym od strony morza. Z równie wielką gorliwością wypatrywano rodaków o skłonnościach ucieczkowych, którzy na mniej lub bardziej zmyślnie przygotowanych jednostkach pływających próbowali chyłkiem odbić od plaży w ogólnym kierunku na Szwecję.
Każdy POWT posiadał dwa stanowiska bojowe określane w żargonie wojskowym jako SB-1 i SB-2. Na pierwszym z nich (SB-1) umieszczona była aparatura radiolokacyjna, przy pomocy której prowadzono obserwację techniczną. Drugie stanowisko (SB-2) znajdowało się na metalowej lub strunowo-betonowej wieży o wysokości ok. 18 m i służyło do prowadzenia dziennej obserwacji wzrokowej za pomocą lunety lub lornetki.
System obserwacji wybrzeża oparty na POWT działał nadal po rozwiązaniu WOP i utworzeniu Straży Granicznej w roku 1991. Jego stopniowe wygaszanie nastąpiło dopiero w późniejszych latach i zostało wymuszone przez nowe realia polityczne i społeczne. Najogólniej rzecz ujmując, w obronie granicy morskiej wykrywanie każdego odbijającego od brzegu kajaka i pontonu przestało być sprawą priorytetową. Zmieniły się także uwarunkowania techniczne. W roku 2014 uruchomiony został Zautomatyzowany System Radarowy Nadzoru (ZSRN) polskich obszarów morskich. Jego zasadniczy trzon tworzy 19 Posterunków Obserwacyjnych, wśród których znajduje się osiem bezobsługowych wież radarowych (m.in. w Łazach, Rowach, Jastarni, Rozewiu i Piaskach).
Skok technologiczny jaki dokonał się w ciągu kilkudziesięciu lat w zakresie obserwacji wybrzeża widać najlepiej przy porównaniu wyposażenia dawnych POWT (radar, luneta) i nowych bezobsługowych posterunków ZSRN, które na swoim stanie posiadają: radar wykrywania celów nawodnych Terma Scanter 200ITD, zdalnie sterowaną głowicę optoelektroniczną z kamerą LLL TV, kamerą termowizyjną i dalmierzem laserowym, środki łączności radiowej UKF, radiolinię cyfrową, anteny odbiorcze systemu AIS, własne systemy zasilania (zespoły prądotwórcze i UPS) oraz elektroniczne systemy ochrony perymetrycznej (kamery czujki, systemy alarmowe itp.).
Źródła cytatów:
*cyt. za: Komorowski i inni 2011, s. 150
Wybór materiałów wykorzystanych w tej części przewodnika:
Bieniecki Ireneusz; Obserwacja i radiolokacyjny dozór Wojsk Ochrony Pogranicza na polskim wybrzeżu morskim w latach 1960 – 1991 (powstanie – rozwój – organizacja), część I-III, Biuletyn Centralnego Ośrodka Szkolenia nr 3/11, nr 4/11, nr 1-2/2012, Koszalin 2011-2012.
Informacje o Zautomatyzowanym Systemie Radarowym Nadzoru (ZSRN): https://www.defence24.pl/straz-graniczna-uruchomila-jeden-z-najnowoczesniejszych-radarowych-systemow-nadzoru-w-europie dost. 1.08.2019.
Komorowski Antoni F., Pietkiewicz Iwona, Szulczewski Adam, 2011, Morskie drogowskazy polskiego wybrzeża, Gdańsk.
Urbaniak Tomasz, 2018, Gmina Smołdzino. Spotkania z historią, Smołdzino.